syndic benevole - pulrulczyk.net
Transcription
syndic benevole - pulrulczyk.net
Matka odchodzi Tadeusz RÓŻEWICZ Teraz Teraz, kiedy piszę te słowa, oczy matki spoczywają na mnie. Te oczy, uważne i czułe pytają milcząc: ''Co cię martwi synku...?'' Odpowiadam z uśmiechem:''nic...wszystko w porządku, naprawdę, mamo''. - ''No powiedz, - mówi matka - co cię trapi?'' Odwracam głowę, patrzę przez okno... Oczy matki wszystko widzące patrzą na urodziny, patrzą przez całe życie i patrzą po śmierci z ''tamtego świata.'' Nawet jeśli syn zamieniony został w maszynę do zabijania albo w zwierzę mordercę oczy matki patrzą na niego z miłością... patrzą. Kiedy matka odwróci oczy od swojego dziecka, dziecko zaczyna błądzić i ginie w świecie pozbawionym miłości i ciepła. Jutro jest Dzień Matki. Nie pamiętam czy w moim dzieciństwie był taki oficjalny urzędowy dzień... W moim dzieciństwie każdy dzień roku był dniem Matki. Każdy poranek był dniem Matki. I południe i wieczór i noc. Wiesz, mamo, tylko Tobie mogę to powiedzieć na stare lata, mogę to powiedzieć, bo jestem już starszy od Ciebie... nie śmiałem ci tego powiedzieć za życia... jestem poetą. Bałem się tego słowa, nigdy go nie powiedziałem Ojcu...nie wiedziałem czy się godzi coś takiego mówić. Wchodziłem w świat poezji jak w światło, a teraz szykuję się do wyjścia, w ciemność...przeszedłem piechotą krainę poezji, widziałem ją okiem ryby, kreta, ptaka, dziecka, mężczyzny i starca; dlaczego tak trudno wypowiedzieć te dwa słowa ''jestem poetą''; szuka się zastępczych słów żeby zakomunikować ten ''fakt'' światu, Matce. Oczywiście, Matka wie. O tym żeby coś takiego powiedzieć Ojcu nigdy nie myślałem...nigdy też Ojcu nie powiedziałem ''Tato...Ojcze... jestem poetą''... Nie wiem czy Ojciec zwróciłby uwagę na takie słowa...byłby tak daleki...że spytałby mnie ( czytając gazetę, jedząc, ubierając się, czyszcząc buty...) -''Co tam (Tadziu) mówisz? ''... było to przecież jakieś ''głupstwo'' ''co tam znowu?''... nie mogłem przecież powtórzyć jeszcze raz głośniej ''Tato, Ojcze... jestem poetą''...Ojciec może by podniósł oczy znad talerza, znad gazety...patrzy zdziwiony a może nie patrzy tylko kiwa głową i mówi '' dobrze...dobrze '' albo nic nie mówi. Napisałem wiersz Ojciec (w roku 1954) :''Idzie przez moje serce stary ojciec...'' Nie wiedziałem czy Ojciec ten wiersz przeczytał, nigdy słowa nie powiedział...zresztą ja też tego wiersza Ojcu nie przeczytałem... Teraz jest rok 1999...i mówię tak cicho, że Rodzice nie mogą dosłyszyć moich słów ''Mamo, Tato, jestem poetą ''... -''Wiem synku'' mówi matka ''zawsze to wiedziałam'' -''Mów wyraźniej nic nie słyszę '' mówi Ojciec... Obietnice poety Przez wiele lat obiecywałem Mamie trzy rzeczy: że zaproszę ją do Krakowa, że pokażę Zakopane i góry, że pojadę z Mamą nad morze. Mama nie zobaczyła nigdy w życiu Krakowa. Nie widziała ani Krakowa ani gór ani morza. Nie dotrzymalem obietnic... Minęło od śmierci Mamy prawie pół wieku... Czemu jej nie zawiozłem do Krakowa i nie pokazałem Sukiennic, kościoła Mariackiego, Wawelu...Wisły. No tak! Syn mieszkał w Krakowie...młody ''obiecujący'' poeta...i ten poeta który tyle wierszy napisał dla matki i tyle wierszy dla wszystkich matek...nie przywiózł Mamy do Krakowa w roku 1947 ani w 1949...Nigdy mi nie przypominała, nie robiła wyrzutów. Mama nie widziała Warszawy. Mama nigdy nie leciała samolotem, nie płynęła statkiem. Nigdy nie byłem z Mamą w cukierni, w restauracji, w kawiarni, teatrze, operze...Ani nawet na koncercie...byłem poetą...Napisałem poemat Opowiadanie o starych kobietach, napisałem wiersz Stara chłopka idzie brzegiem morza...nie zawiozłem Mamy nad morze...nie usiadłem z nią nad brzegiem, nie przyniosłem muszelki albo bursztynowego kamyszka. Nic...i ona nigdy nie zobaczy morza...i nigdy nie zobaczę jej Twarzy i oczu i uśmiechu kiedy patrzy na morze...poeta. I nie mam nawet tej pociechy, że Mama na tamtym świecie idzie przez Planty, przez Kraków, na Wawel... Czy w niebie jest morze nad którym siedzą nasze Matki w biednych salopkach, plaszczach, starych pantoflach i kapeluszach?... W Srodku życia Minęło sześćdziesiąt lat od wybuchu II wojny światowej. Mam 77, 78 lat. Jestem poetą. Na początku drogi nie wierzyłem w ten cud...że kiedyś zostanę poetą ...że wejdę w światło poezji, muzykę poezji, Ciszę. Teraz kiedy piszę te słowa, spokojne uważne oczy Matki spoczywają na mnie. Patrzy na mnie z ''tamtego świata'' z tamtej strony w ktorą ja nie wierzę. Na świecie znów się toczy wojna. Jedna ze stu jakie się toczą bez przerwy od końca II wojny światowej aż po dzień dzisiejszy... Mój świat, który próbowałem budować przez pół wieku wali się pod gruzami domów, szpitali i świątyń, umiera człowiek i bóg, umiera człowiek i nadzieja, człowiek i miłość. Kiedyś, dawno, w roku 1955 napisałem wiersz W środku życia... Po końcu świata po śmierci znalazłem się w środku życia stwarzałem siebie budowałem życie ludzi zwierzęta krajobrazy To jest stół mówiłem to jest stół na stole leży chleb nóż nóż służy do krajania chleba chlebem karmią się ludzie człowieka trzeba kochać uczyłem się w nocy w dzień co trzeba kochać odpowiadałem, człowieka. Poeta! Zestarzal się, stoi u ''progu śmierci'' i jeszcze nie zrozumiał że nóż służy do urzynania głów, do urzynania nosów i uszu. Do czego służy nóż? Do ucinania głów...gdzieś tam, daleko? blisko? I do czego jeszcze służy nóż? Do ucinania języków które mówią językiem obcym i do rozcinania brzuchów ciężarnym kobietom, do wycinania piersikarmiącym, do urzynania genitaliów, do wydłubywania oczu... i co tam jeszcze można zobaczyć w telewizji? Co przeczytać w gazetach? Co usłyszeć w radio? Do czego służy nóż Służy do ucinania głów wrogom służy do ucinania głów ''kobietom dzieciom starcom'' (Tak to się pisze w gazetach od stu lat...) Teraz kiedy piszę te słowa spokojne oczy matki spoczywają na mnie, na mojej ręce, na tych okaleczonych, oślepionych słowach. Oczy naszych matek przenikające serca i myśli są naszym sumieniem, sądzą nas i kochają. pełne miłości i strachu oczy matki Matka patrzy na syna kiedy on stawia pierwsze kroki i potem kiedy szuka drogi, patrzą kiedy syn odchodzi, orgarniają spojrzeniem całe życie i śmierć syna. Może te słowa trafią do matek które porzuciły swoje dzieci na śmietniku albo do dzieci które zapomniały o swoich rodzicach w szpitalach i przytułkach. Pamiętam że Matka powiedziała do nas, tylko raz...miałem pięć lat...tylko raz w życiu powiedziała do nas ''zostawię was...jesteście niegrzeczni...pójdę sobie i nigdy nie wrócę''... Trzej mali byli nie grzeczni...Pamiętałem przez całe życie strach i ciemną rozpacz w jaką wpadła nasza trójka... Pamiętam jak mi się serce ścisnęło ( no właśnie tak ''ścisnęło mi się serce''). Znalazłem się w pustce i ciemności...tylko raz Mama to powiedziała i pamiętam do dnia dzisiejszego moją rozpacz i płacz... Ale mama nie odeszła, była z nami i będzie... Teraz kiedy piszę te słowa...badawcze oczy matki patrzą na mnie Podnoszę głowę, otwieram oczy...nie mogę znaleźć drogi, upadam, podnoszę się, słowa wypełnione nienawiścią, trupim jadem wybuchają, rozszarpują miłość, wiarę i nadzieję...otwieram usta żeby coś powiedzieć, ''Człowieka trzeba kochać'', nie Polaka. Niemca, Serba, Albańczyka, Włocha, Żyda, Greka... Trzeba kochać człowieka...białego, czarnego, czerwonego, żółtego. Wiem że te moje żebracze treny pozbawione są dobrego smaku... i wiem że z rzeczy świata tego zostanie... co zostanie?! Wielki , genialny, śmieszny Norwid powiedział: Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie, Dwie tylko: poezja i dobroć...i więcej nic... Wielki Don Kichocie! Zostało Nic. I jeśli my ludzie nie pójdziemy po rozum do głowy i nie zagospodarujemy tego rosnącego NIC to... to co?! Powiedz, nie bój się! Co się stanie?... Zgotujemy sobie takie piekło, na ziemi, że Lucyfer wyda nam się aniołem, wprawdzie aniołem upadłym, ale nie pozbawionym duszy, zdolnym do pychy ale pełnym tęsknoty za utraconym niebem, pełnym melancholii i smutku... Polityka zamieni się w kicz, miłość w pornografię, muzyka w hałas, sport w prostytucję, religia w naukę, nauka w wiarę. Ma Mère s'en va D'après Tadeusz Różewicz ( né en 1921) MAINTENANT Maintenant que j'écris ces mots, les yeux de ma Mère se posent sur moi. Son tendre regard plein d'affection me demande en silence :''Qu'est-ce qui te préoccupe, mon fils...?'' Je réponds avec un sourire:'' Rien...tout va bien... c'est vrai, Maman..tout va bien .'' -''Mais dis-le, qu'est-ce qui te tracasse?'' insiste ma Mère''. Je détourne la tête et regarde par la fenêtre. Les yeux maternels qui voient tout, assistent à notre naissance, contemplent toute notre vie et après leur mort, les mères nous observent depuis ''l'autre monde''. Même si leur enfant s'est transformé en machine à tuer ou en animal meurtrier, les yeux de la mère continuent à le regarder avec amour... Si la mère délaisse son enfant, l'enfant se met à errer puis se perd dans un monde sans amour et sans affection. Demain, c'est la Fête des Mères. Je ne me souviens pas si dans mon enfance il y avait un tel jour officiel, imposé... Dans mon enfance chaque jour de l'année c'était une fête des Mères, et le matin, et l'après-midi, et le soir, et la nuit. Tu sais, Maman, je ne peux le dire qu'à toi, maintenant que je suis vieux. Je peux le dire car je suis déjà plus âgé que toi. Durant ta vie, je n'ai pas osé te l'avouer... je suis un poète. J'avais peur de ce mot, jamais je ne l'ai dit à papa... je ne savais pas si çà se faisait de dire une chose pareille. J'entrais dans le monde de la poésie comme dans la lumière et maintenant je prépare ma sortie dans les ténèbres... J'ai traversé à pied le royaume de la poésie, je l'ai vu avec l'oeil d'un poisson, d'une taupe, d'un oiseau, d'un enfant, d'un homme, d'un vieillard; pourquoi est-il si difficile de prononcer ces mots: '' je suis un poète''. On cherche des termes de substitution pour communiquer ce ''fait '' au monde, à sa Mère. Evidemment ma Mère était au courant. Mais jamais je n'ai pensé dire une telle chose à mon père. Jamais je n'ai dit à mon Père :'' Papa... Père... je suis un poète.'' Je ne sais pas si mon père aurait relevé . Il aurait été si distant, si indifférent, qu'il m'aurait rétorqué (tout en lisant le journal, en mangeant, en s'habillant, en se cirant les chaussures...) : '' Qu'est-ce que tu dis là (Tadek)?''... C'était en fait, une ''bêtise'' ''quoi encore?''... je ne pouvais pas répéter une fois de plus:''Papa...père... je suis un poète''... mon père aurait peut- être levé les yeux de son assiette, de son journal... aurait regardé étonné ou n'aurait peut-être pas regardé mais aurait simplement hoché la tête et murmuré: ''C'est bien...c'est bien...'' ou n'aurait-il rien dit. En 1954, j'ai écrit un poème intitulé ''Mon Père'' ''Il me perce le coeur mon vieux père...'' . Je n'ai pas su s'il l'avait lu, il ne m'en a jamais dit un mot... d'ailleurs je ne le lui ai pas récité non plus.... ... Nous sommes en 1999...et je parle si bas que mes parents ne peuvent pas percevoir mes paroles: ''Maman, Papa, je suis un poète''... -.''Je le sais, mons Fils, je l'ai toujours su'' -''parle plus distinctement, je n'entends rien'' - me répond mon Père... PROMESSES DE POETE Pendant de nombreuses années j'ai promis trois choses à ma Mère: que je l'inviterai à Cracovie, que je lui montrerai Zakopane et les montagnes et que je partirai avec elle au bord de la mer. Maman, jamais de sa vie n'a vu Cracovie. Elle n'a vu ni Cracovie, ni les montagnes, ni la mer. Je n'ai pas tenu mes promesses... ...Presque un demi siècle s'est écoulé depuis la mort de Maman. Pourquoi ne l'ai-je pas amené à Cracovie et ne lui ai-je pas montré Sukiennice (la Halle aux toiles) l'église Mariacki, le (château royal du) Wawel...la Vistule. Mais oui son fils habitait Cracovie... c'était un jeune poète ''prometteur''... et ce poète qui a écrit tant de poèmes pour sa mère et tant de vers pour toutes les mères...n'a pas amené sa maman à Cracovie ni en 1947 ni en 1949...Jamais elle ne me le rappelait, elle ne me faisait aucun reproche. Maman n'a pas visité Varsovie. Maman n'a jamais pris l'avion, n'a pas fait de croisière. Jamais je ne suis allé avec ma mère dans une confiserie, dans un restaurant, une brasserie, au théâtre, à l'opéra...ni même au concert...j'étais un poète...J'ai écrit un poème intitulé ''A propos des vieilles femmes'', j'ai écrit ''Une vieille paysanne marche au bord de la mer''...Et pourtant je n'ai pas conduit maman à la mer, je ne me suis pas assis avec elle sur une plage, je ne lui ai pas apporté de coquillages ou de pierres d'ambre. Rien...et elle ne verra jamais la mer. Jamais je ne verrai son visage, ses yeux, son sourire observant un... ...poète regardant la mer. Et je n'ai même pas la consolation que dans ''l'autre monde'' ma Mère puisse aller visiter le château du Wawel après avoir traversé Cracovie par le parc de Planty... ...Est-ce qu'au ''ciel'' il existe une mer au bord de laquelle nos mamans sont assises, misérablement habillées d'une pèlerine, d'un manteau, chapeautées et chaussées de vieux escarpins?... AU CENTRE DE LA VIE Soixante ans sont passés depuis le déclenchement de la II guerre mondiale. J'ai 77, 78 ans. Je suis un poète. Au début, je ne croyais pas en ce miracle...qu'un jour je deviendrai poète. .. que j'entrerai dans le monde de la poésie, de la musique, du Silence. Maintenat que j'écris ces mots, le regard paisible et attentif de ma mère se pose sur moi. Elle me regarde de ''l'au-delà'', depuis l'autre côté auquel je ne crois pas. Dans le monde c'est de nouveau la guerre. L'une des cent qui se déroulent sans discontinuer depuis la fin de la II guerre mondiale. Le monde que j'ai tenté de construire pendant un demi siècle s'effondre sous les gravats des maisons, des hôpitaux et des temples. Disparaît l'homme et dieu, disparaît l'homme et l'espérance, l'homme et l'amour. Autrefois, il y a longtemps, en 1955, j'ai écrit Au centre de la vie...(traduction de Czeslaw Milosz) Après la fin du monde après la mort je me suis retrouvé au centre de la vie je me suis créé j'ai construit la vie les gens les animaux les paysages ceci est une table disai-je ceci est une table sur la table il y a du pain un couteau le couteau sert à couper le pain les gens se nourrissent de pain il faut aimer l'homme j'ai appris la nuit le jour ce qu'il fallait aimer je répétais, l'homme Le poète! Il a vieilli, il est au ''seuil de la mort'' et il n'a encore pas compris que le couteau sert à trancher les têtes, à couper les nez et les oreilles. A quoi sert le couteau ? À couper les têtes...quelque part là-bas, au loin? Tout près? Et à quoi sert le couteau encore? À couper les langues qui parlent un langage étranger, à éventrer les femmes enceintes, à couper les seins de celles qui allaitent, à trancher les organes génitaux, à énucléer les yeux... et que peut-on encore voir à la télévision? Que peut-on lire dans les journaux? Entendre à la radio? A quoi sert un couteau il sert à couper la tête des ennemis il sert à trancher la tête ''des femmes des enfants des vieillards'' (Voilà ce que l'on écrit dans les journaux depuis cent ans...) Alors que j'écris ces mots, le regard paisible de ma mère s'est posé sur moi, sur ma main, sur ces mots mutilés, obscurs. Les yeux de nos mères percent nos coeurs et nos pensées. Ils sont notre conscience, ils nous jugent et nous aiment pleins d'amour et de peur les yeux maternels. La mère regarde son fils faisant ses premiers pas, puis quand il cherche sa route au moment de partir. Son regard embrasse la vie entière et la mort de son enfant. Mes paroles parviendront peut-être jusqu'aux mères qui ont abandonné leur enfant dans un dépôt d'ordures ou aux enfants qui ont oublié leurs parents dans un hôpital ou un hospice. Je me souviens que ma mère nous a dit, une fois seulement...j'avais cinq ans... une fois seulement dans notre vie elle nous a dit ''Je vais vous abandonner...vous n'êtes pas sages...... je partirai et jamais je ne reviendrai''... les trois petits garçons n'étaient pas sages... ...Je me suis souvenu toute la vie de la peur et du terrible désespoir qui nous a atteint tous les trois... Je me souviens comme mon coeur s'est serré (oui c'est exactement çà, mon coeur s'est serré). Je me suis retrouvé dans un désert noir...maman ne l'a dit qu'une fois et aujourd'hui je me souviens encore de mon désespoir et de mes pleurs... Mais maman n'est pas partie, elle est restée définitivement avec nous. Maintenant que j'écris ces mots, .. les yeux pénétrants de ma mère me regardent. Je lève la tête, j'ouvre les yeux... je ne parviens pas à trouver mon chemin, je tombe, je me relève, des paroles venimeuse, pleines de haîne, éclatent et brisent l'amour, les croyances et l'espoir... J'ouvre la bouche pour dire quelque chose:''il faut aimer l'homme'', pas les Polonais, les Allemands, les Serbes, les Albanais, les Italiens, les Juifs, les Grecs... il faut aimer l'homme...blanc, noir, rouge, jaune. Je sais que mes misérables poèmes sont dénués de ''bon goût...'' Et je sais que des choses de ce monde, il ne restera...Que restera-t-il? Le grand, le génial, l'amusant Norwid a dit: Des choses de ce monde il n'en restera que deux, Deux seulement: la poésie et la bonté... et rien d'autre... Grand Don Quichotte! Il ne nous reste RIEN. Et si nous, les hommes, nous ne retrouvons pas un peu de raison et si nous ne nous occupons pas de ce RIEN qui ne cesse de croître eh bien... Eh bien quoi?! Dis le, n'aie pas peur! Que se passera-t-il?... Nous hériterons sur la terre d'un tel enfer que nous prendrons Lucifer pour un ange, un ange déchu, en vérité, mais non dépourvu d'âme, capable d'orgueil mais plein de nostalgie pour le paradis perdu, rempli de mélancolie et de tristesse... La politique deviendra kitsch, l'amour de la pornographie, la musique du bruit, le sport de la prostitution, la religion de la science, la science de la croyance. Traduction du polonais à des fins pédagogiques Janvier 2013 Henri Sobowiec
Documents pareils
spiewnik marzec 2012
Le vieillard et la bonne femme.
Dziad i baba ( suite)
Dziad i baba (suite)
Jakże cię mam brać, dziewczyno! Comment puis-je te prendre pour femme, fillette !